12 kwietnia 2019 Jarosław Mikołajewski

Podróż do kresu siebie. Elegie poszukiwacza muszli Renata Gabriele

Posłowie do zbioru Elegie poszukiwacza muszli / Elegie del cercatore di conchiglie Renata Gabriele (wyd. Austeria, 2019)

 

Poemat życia? Wędrówki? Życia, w którym poeta rozpoznaje wędrówkę, przez wewnętrzne obrazy, które sączy w nas pejzaż w jakim nas osadzono, krajobraz przed oczami, przed zmysłami, za nielicznymi, mglistymi oknami tego czym jesteśmy w drżeniu każdej chwili, w zagubieniu, rozpoznaniu, nazywaniu i bezradności słowa…

 

Poezja każdego języka ma własną aktualną hierarchę, poetykę, giełdę, która dominuje, i której popularność przesłania obraz innych poszukiwań swojego czasu. Tak samo jest z włoską poezją, w której głównych rankingach trudno znaleźć nazwisko Renato Gabriele. I właśnie to może jest w stanie dać poezji języka oryginału czytelnik przekładu: inne spojrzenie, odkrycie. Sprzeciw. Zadziwienie, że nikt nigdy nie mówił mu o takim poecie, a przecież to właśnie jego wyraz, jego zmaganie porwało, postawiło go w kręgu braci z wyboru i losu.

 

Czuję, że taka właśnie jest poezja Renato Gabriele, poety, który urodził się w 1943 roku i mieszka w Latinie, lecz w swojej prawdzie jest mieszkańcem mitów ponad czasem, snów miejscowych i powszechnych, osobistych wspomnień, rodzinnych znaków porozumienia i niezrozumienia, własnych przemian. Otrzymujemy dziś bowiem książkę poety, którego możemy nie znaleźć w antologiach ogłaszanych w jego własnym kraju, a przecież należącego do antologii poetów światowego formatu, liryka zupełnie osobnego, samotniczego i samotnego, z wyboru, z indywidualnej, intymnej skazy, lecz pewnie także wskutek bezwładu i lęku tych, którzy obawiają się lektury trudnej, gwarantującej dyskomfort skrajnej uczciwości. I to samo, co mówię o wierszach Renato Gabriele, odnosi się także do jego powieści, oryginalnych w zdaniu, w muzyce i tym, co ze sobą niesie, innych niż wszystko, co powstaje dzisiaj w języku włoskim, ponoszących solidarnie z autorem ryzyko pominięcia, odsunięcia, zapomnienia.

 

Uwaga! – chciałoby się ostrzec czytelnika Elegii poszukiwacza muszli. – Uwaga! Czeka cię podróż do kresu nocy, która jest w tobie. Bezkompromisowe przeżycie, radykalne rozpoznanie, skrajne nazwanie. Czekają cię emblematy wędrówki, która na pozór nie jest twoja, lecz w której pewnie się rozpoznasz podobnie jak rozpoznaje się przy każdej lekturze ten, kto pisze te słowa. Będziesz w nie wchodził jak do sekwencji niezgłębionych tuneli czy jaskiń, i będziesz spotykał w nich własne cienie, siebie samego, swoich bliskich, kolejne odsłony przemiany, jaką jest życie przeżyte i życie nazwane. Poszukiwacz muszli to nie jest zajęcie tylko tych, którzy mieszkają na wysokości Circeo. Szerokość geograficzna nie odgrywa tu większej roli.

 

Witając w polszczyźnie, w świetnych przekładach Zofii Anuszkiewicz i Lucii Pascale, Elegię poszukiwacza muszli, pragnę uświadomić polskiemu odbiorcy, że jej autor od kilkunastu lat należy do najbardziej wnikliwych czytelników polskiej poezji XX wieku, o czym świadczą eseje, które poświęcił między innymi Julii Hartwig, Tadeuszowi Różewiczowi, Wisławie Szymborskiej. I własne spotkania autorskie, podczas których czyta także polskich poetów, z którymi jest mu po drodze.

 

 

Jarosław Mikołajewski

21 marca 2019